Logo

KINDERSZTUBA poszła na URLOP…

KINDERSZTUBA poszła na URLOP…

Pewna sytuacja: ciepłe letnie popołudnie. Ludzie, dużo ludzi. Woda (dokładniej wielka fontanna). Jest miło, nawet bardzo miło. Nagle ktoś śmie zaburzyć ten przyjemny czas. Jakiś „facet pilnujący porządku” (w odblaskowej kamizelce) krzycząc przez megafon nawołuje do wyjścia z wody (dokładniej fontanny)…

 

… właśnie fontanny. Taki obrazek widziałam osobiście w jednym z dużych polskich miast i nasunęła mi się refleksja, że niestety gdy bywamy na wakacjach nasze maniery też wędrują na urlop. Co więcej, takie wnioski przychodzą mi na myśl ponownie (przed wakacjami napisałam artykuł: RELAKS, gafa i OBCIACH). Nie chciałabym się powtarzać (choć technika „zdartej płyty” bywa skuteczna), ale uznałam za niezbędne również pourlopowe spojrzenie na sprawę. Dziś więc, gdy już raczej wszyscy są po wakacyjnych wyjazdach, jeszcze raz podejmuję się tematu kindersztuby na „wywczasie”.

 

 

Powracając zatem do nagłówkowego wątku przyznam, że nie potrafię zrozumieć dlaczego bywamy tak „na bakier” (a nawet przyjmujemy sobie za punkt honoru) z wszelkimi zasadami. Na urlopie szczególnie.

 

Fontanny są piękne, owszem. Naturalne wydaje się również to, że mają cieszyć oczy – koniec, kropka. Nie służą do zażywania kąpieli, pluskania, mycia dłoni (czy innych części ciała!). Prawdopodobnie nie jest to jednak taka „oczywista oczywistość” skoro bardzo często przy fontannach ujrzymy specjalne tabliczki przestrzegające, a nawet zabraniające wchodzenia do wody. Co więcej, Wrocławska Fontanna Multimedialna została wyposażona w osobistą ochronę broniącą ją przed tabunem spragnionych kąpieli urlopowiczów i „relaksowiczów”. O dziwo (tego szczególnie nie potrafię pojąć) – nie reagujących nawet na upomnienia płynące z „megafonu” od służb porządkowych. Abstrahując od zasad, których jako dobrze wychowani ludzie winniśmy przestrzegać (zakazy to też zasady), dlaczego nie weźmiemy pod uwagę po prostu względów higienicznych i zdrowotnych?

 

 

Wątek numer 2 – to wizytowanie muzeów. Współcześnie mamy do czynienia z bardzo różnorodnymi miejscami – od mocno osadzonych historycznie, z tradycyjnymi ekspozycjami, po niezwykle nowoczesne miejsca. Niezależnie od formy obowiązują w nich pewne podstawowe reguły, naturalnie wymagające stosowania, a my ponownie miewamy z tym problem. 

 

Przede wszystkim nie trzymamy się wytyczonej ścieżki zwiedzania, chociażby nie zwracając uwagi na pewne ograniczenia w możliwościach poruszania się po muzeum. Są obiekty, w których zwiedzamy bacząc na liny ustawione w celu zachowania bezpiecznej odległości od eksponatów, albo też stosując się do zalecenia, aby spacerować jedynie po specjalnie rozłożonym dywanie-chodniku (szczególnie, gdy muzeum szczyci się oryginalnymi podłogami z danego odległego okresu). Niestety ciężko nam to przychodzi. Uwielbiamy zbaczać z drogi i udawać, ze nic się nie stało. To nie metoda, szczególnie człowieka dobrze wychowanego.

 

Ponadto (już na to zwracałam uwagę) nazbyt często fotografujemy w muzeach wszystko bez względu na obowiązujące ograniczenia i nakazy. Miejmy na uwadze, że jeżeli jakieś zakazy w takim miejscu zostały ustanowione to z pewnością były i są celowe. Zasady nie biorą się znikąd.

 

 

Wątek numer 3 – to plażowanie. Ostatnie wakacje bardzo mocno nagłośniły bowiem polskie zdolności w zakresie „odgradzania” się oraz dbania o prywatność i intymność właśnie na plaży. Wiele na ten temat napisano i jeszcze więcej rozprawiano. Parawany stały się mocno eksploatowanym tematem. W świetle zasad savoir-vivre naturalnie nie ma o czym dyskutować. Takie postępowanie to nieuwzględnianie potrzeb innych, a prościej i dosadniej – brak szacunku. Warto jednak w tym kontekście zwrócić również uwagę na inny aspekt plażowania, jakkolwiek plaża „swobodnym i luźnym miejscem” się wydaje - mianowicie plażowy dress code. Fakt, iż zazwyczaj wybieramy się tam w dosyć „minimalistycznym” ubiorze nie oznacza, że możemy być swobodni do szpiku kości i „paradować” niemal nago. Dosłowna nagość dopuszczalna jest jedynie w specjalnie wyznaczonych miejscach (plaże dla naturystów), gdyż winniśmy liczyć się z odczuciami i gustami innych osób (tak aby np. rodzice z małymi dziećmi nie byli niepotrzebnie zaskoczeni i prawdopodobnie zakłopotani). Plaża to wszak miejsce publiczne.

 

 

I na koniec coś z nieco odmiennej perspektywy – wakacyjnego gościa hotelowego, który korzysta z konkretnej oferty danego miejsca. O hotelach już co nieco pisałam (szerzej: „USŁUGOWA GOŚCINNOŚĆ”), ale w tym kontekście chciałabym zwrócić uwagę na pewien nowy wątek. Otóż, kiedy to dobre maniery hotelu i jego załogi wędrują „na wakacje”.

 

W związku z tym , że coraz częściej korzystamy z hotelowych ofert, pakietów i promocji, kupujemy gotowe zestawy usług, oczekując że właśnie w takiej zakupionej kombinacji będą oczekiwały na nas na miejscu. Niestety nie zawsze tak bywa. Hotel, jako miejsce i gospodarz swojego klienta-gościa również niekiedy o szacunku zapomina…

 

Przyznam, że osobiście doświadczyłam takiej sytuacji dokonując zakupu „Pakietu rodzinnego” w pewnym pięknym hotelu usytuowanym w pewnym dużym polskim mieście. Wybierając się na wypoczynek rodzinny naturalnie kierowały mną potrzeby i uwarunkowania odmienne w stosunku do podróży biznesowych, czy tych „tylko we dwoje”. Zależało mi zatem, aby wszystkie punkty oferty zostały dokładnie zrealizowane. Na miejscu niestety okazało się, że hotel pakiet oferuje, ale przymiotnik „rodzinny” jest jedynie sztucznie i nierealnie „doklejony”, niewiele oznaczając w praktyce. Naturalnie można taką sytuację reklamować (składać reklamację), ale zastanawiające jest to, iż w czasach „usługowej gościnności” (klient to gość, który korzysta z gościnności danego miejsca - hotelu) i rosnącej konkurencji, hotel-gospodarz pozwala sobie na taki ograniczony szacunek do swego klienta-gościa. Bądźmy ostrożni i szukajmy miejsc hołdujących regułom savoir-vivre.

 

 

Być może bywam nazbyt krytyczna, ale nieustająco nie godzę się z „bylejakością” w relacjach międzyludzkich. Okres urlopu, odpoczynku i relaksu nie stanowi moim zdaniem żadnego wyjątku. Trzymajmy się zatem słów Antoniego Słonimskiego: jeśli nie wiesz, jak należy się w jakiejś sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowuj się przyzwoicie, tak by gafa i obciach nie były synonimem naszych manier (a raczej ich braku) na wakacjach.

 

Podobne wpisy

„Manierowe” grzeszki

„Manierowe” grzeszki

Dobre maniery są nie zawsze dobre, ale potocznie, gdy mówimy o manierach myślimy raczej o tych dobrych. Być może to zakrawa o myślenie życzeniowe, ale wierzę w takie podejście. Dobre maniery są dla mnie ważne, staram się dostrzegać je i doceniać na każdym kroku, ale nie ukrywam, że nie zawsze jest to możliwe….
Więcej...

Ostatnio dodane komentarze