Gość w dom, Bóg w dom
Z badania CBOS „Powody do dumy i wstydu dla Polaków” (2010) wynika wiele interesujących wniosków, w tym jeden chyba dosyć oczywisty. Odpowiadając na pytanie dotyczącego tego, z czego Polacy jako ogół społeczeństwa mogą być dumni w pierwszej kolejności 51% z nas wskazuje tradycyjną polską gościnność. Nigdzie gościnność taka, jak u Polaka? Prawda czy fałsz?
Gdy myślę o polskiej gościnności, jestem raczej na „tak”. Na ogół moje odczucia są pozytywne, choć czasem miewają też przeciwny wymiar. Generalnie tradycyjne podejście do gościa odwiedzającego nasz dom przynosi mi na myśl następujące wnioski (w dużym uproszczeniu):
#1 Do jedzenia zachęca nas zwykle gospodyni (choć niekiedy „zachęca” to słowo o zbyt małym natężeniu).
#2 Do picia trunków z kolei dopinguje (może bardziej odpowiednio - nakłania) nas gospodarz.
#3 Wciąż bliska jest nam postawa „zastaw się a postaw się” (stół zwykle ugina się od jedzenia i gościmy się trochę „na pokaz”).
#4 Mało istotne są zasady precedencji w usadzaniu gości przy stole (reguły okazują się zbędne, a króluje wygoda).
#5 Nasza gościnność może onieśmielać (szczególnie obcokrajowców).
#6 Zasada alternacji to reguła nieznana i rzadko znajdująca zastosowanie (oznacza naprzemienne usadzanie kobiet i mężczyzn przy stole a także rozdzielanie małżeństw i par).
#7 Wreszcie za standard uznajemy zdejmowanie obuwia wchodząc do czyjegoś domu…
i tę ostatnią kwestię pozwolę sobie rozwinąć. Bowiem jeśli potraktujemy gościnność jako zwyczajną uprzejmość okazywaną komuś kto nas odwiedza, to czy wypada narzucać mu jakieś zachowanie? Czy wypada narażać gościa na swego rodzaju dylematy: czy powinien z własnej inicjatywy zdjąć obuwie „w gościach”? A może przynieść drugie buty na zmianę? Albo zaopatrzyć się we własne kapcie lub założyć kapcie proponowane przez gospodarza? A może wreszcie w ogóle się nad tym nie zastanawiać?
Wskazując powyższe problemy pozwolę sobie wyjaśnić, iż naturalnie mam na myśli przyjęcia i spotkania organizowane w warunkach domowych. I jak niejednokrotnie, także w zakresie dylematu „kapcie czy obuwie” rola gospodarza jest nieoceniona.
Gospodarz może zgodzić się, bądź nie, z propozycją gościa jednakże nie powinien wymuszać na nim żadnego zachowania. Dbający o swoich gości, doświadczony gospodarz nie będzie prosił ich o zdejmowanie obuwia, gdyż po prostu stosownie się do tego przygotuje. Ot, chociażby zdejmie dywany, aby jego gość nie był narażony na zakłopotanie i dyskomfort. Sam również nie będzie nas przyjmował boso, czy w kapciach, a w butach dopasowanych pieczołowicie do ubioru. Musi przecież dbać o dobre wrażenie.
Z drugiej strony kulturalny gość również musi się przygotować. Przede wszystkim winien się stosownie ubrać. Jeśli zaproszony został na przyjęcie wieczorową porą wybierze strój elegancki, a jego istotnym wykończeniem będzie oczywiście obuwie. I tutaj dochodzimy do sedna. Obuwie, które założy gość będzie nieodłącznym elementem ubioru, dlatego też jego zdjęcie będzie dla jego wizerunku dużym uszczerbkiem. Garnitur bez oksfordów, czy mała czarna bez szpilek, nie będą przyjemnym obrazkiem. Analogicznie, czy gość w kapciach i stroju wizytowym może wyglądać sensownie?
Zatem generalnie będąc gośćmi butów nie zdejmujemy. Wyjątkiem będzie sytuacja, w której chcemy założyć drugą parę przyniesioną na zmianę. Taka opcja może mieć miejsce chociażby z bardzo prozaicznej przyczyny, np. zimowej aury i obuwia noszonego na zewnątrz, które nie będzie pasowało do naszego wieczorowego ubioru. Co więcej pozostanie w mokrym i niezbyt czystym obuwiu w domu gospodarza byłoby niegrzeczne i wysoce nieeleganckie. Podstawą jest bowiem szacunek i uprzejmość po obydwu stronach. Goście winni szanować zasady obowiązujące w domu gospodarza, gospodarz zaś winien szanować swoich gości, gwarantując im swobodę i komfort.
Praktyka wskazuje jednocześnie, iż w naszych polskich domach, w relacjach prywatnych – szczególnie przyjacielskich i niezobowiązujących – pewnym standardem i popularnym obyczajem jest jednak zdejmowanie obuwia „w gościach” – tak po prostu. O ile w relacjach z dobrymi znajomymi, gdy są to spotkania przy kawie, wizyty „ad hoc”, możemy nie przywiązywać do tego wagi, pamiętajmy, iż poważniejsze, wymagające swego rodzaju celebracji, okazje (także te „domowe”), wymagają dbałości o kompletny strój – dotyczy to zarówno gościa, jak i gospodarza.
Co więcej, dylemat „kapcie czy obuwie” nie jest jedynym, na który może napotkać gość. Widzę potencjalnie kilka innych: jestem wegetarianinem wśród mięsożerców; jestem na diecie a stół ugina się od jedzenia; nie piję…; jestem singlem, a tu same pary; jestem nowy w towarzystwie i nikogo nie znam. Myślę, że będę rozwijać je w kolejnych artykułach.
A na zakończenie, w nawiązaniu do tematu obuwia i ku przestrodze, przede wszystkim Paniom, scena z „Seksu w wielkim mieście”, w której główna bohaterka – Carrie Bradshaw – poproszona o zdjęcie butów będąc gościem, traci je bezpowrotnie… A to nie byle jakie buty. Drogie Panie na pewno to rozumieją.
Ostatnio dodane komentarze