Czy widać koniec roku szkolnego?
Być może jestem już zanadto „dojrzała” i tęsknię za czymś, co po prostu odchodzi i już za jakiś czas będzie za nami, ale mimo wszystko ciężko jest mi zaakceptować taki stan rzeczy. Być może było to dawno, ale biel i czerń/granat, schludność i elegancja wiele znaczyły i były bardzo wymowne. A teraz….
moje obserwacje są zgoła inne. 23 czerwca pożegnaliśmy rok szkolny, nie każdy osobiście – nie każdego ta sprawa wprost dotyczy – ale jednak w kalendarzu to pewna istotna data – tak generalnie. Nie pierwszy raz obserwowałam w tym dniu otoczenie, ulice, okolice szkół, a szczególnie dzieci i młodzież na różnych etapach edukacji. Moje spostrzeżenia są dosyć proste. Gdybym nie miała świadomości, że nadszedł koniec szkoły, raczej trudno byłoby mi się zorientować na podstawie ulicznych obrazków. Zabrakło na nich ubiorów, które chciałabym obserwować w takim dniu. Żałuję, gdyż niemal nie było tam białych koszul, ciemnych spodni (o garniturach już nie mówiąc), eleganckich bluzek, spódnic odpowiedniej długości, czy schludnych sukienek.
Przypuszczałabym, że zwłaszcza młody człowiek pragnie dobrze wypaść i zrobić dobre wrażenie także na koniec roku szkolnego. A ten najmłodszy człowiek – zależny od swojego rodzica – tym bardziej wystąpi w odpowiedniej do okazji garderobie. Niestety hasło „stosowny wygląd” uległo prawdopodobnie tak dużym zmianom, że współcześnie rozumiemy je bardzo różnie i coraz bardziej elastycznie. A takie święto jako zakończenie roku szkolonego w końcu winno do czegoś zobowiązywać.
Dlaczego zatem odchodzi w niepamięć dbałość o prosty, elegancki, zwyczajnie schludny wygląd zewnętrzny? A po prostu młodzież nie przywiązuje wagi do prostej reguły mówiącej, iż ubiór to także sposób okazywania szacunku innym – nie tylko nauczycielom, ale również rówieśnikom? Wreszcie to może rodzice i opiekunowie nie dbają wystraczająco o edukację swoich dzieci w tym względzie? Tak czy owak – moim zdaniem - daleko idąca deformalizacja stroju powoduje, iż godząc się na nieograniczony luz, rezygnujemy z pięknych i uniwersalnych zasad.
Czarno-biała, czy czarno-granatowa kolorystyka to klasyk gatunku, idealny w swojej prostocie i ponadczasowy. Sądzę, iż nawet jeżeli na co dzień jesteśmy zwolennikami innego stylu, to raz na jakiś czas warto zdobyć się na małe „poświęcenie”, by utrzymać pewien dobry – a nie byle jaki - standard. Jeśli zaś jesteśmy rodzicami – uczulajmy dzieci na pewne ubraniowe podstawy, tak by w swym doroślejszym i dojrzałym życiu rozumiały, iż dress code to nie jakiś zbędny wymysł, ale sposób na budowanie dobrych relacji z innymi, tworzenie pewnej uświadomionej naturalności w dobieraniu ubioru do okazji, czy wreszcie kreowanie profesjonalnego i pozytywnego wizerunku .
Dziś mamy bardzo szeroki wachlarz możliwości wyboru garderoby i dotyczy to nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Moda jest ważna, absolutnie jej nie przekreślam, przeciwnie – warto ją doceniać – ale nie może ona nami „rządzić”. Możemy przecież jednocześnie być modni i eleganccy, czuć się pięknie i komfortowo, zachować własny styl. Istnienie ponadczasowych reguł dotyczących sposobu ubierania po prostu ułatwia życie – ich zastosowanie chroni nas przed niewłaściwym zachowaniem, negatywnym odbiorem przez innych i gafą.
Nie godzę się zatem na „bylejakość”. Jakkolwiek może to „trącić myszką” tęsknię za klasycznymi biało-czarnymi/granatowymi szkolnymi zestawami wybieranymi kiedyś powszechnie na zakończenie roku szkolnego. Uczniowie masowo wędrujący tak „wystrojeni” na koniec szkoły czuli faktycznie, że coś się finalizuje, a lada moment – po zdjęciu eleganckiej białej koszuli – znajdą się na wakacjach, nadejdzie luz i swoboda. Miało to swój niezwykły uroki czar.
Fot. www.gratisography.com/
Ostatnio dodane komentarze