Rozprawa o damskiej garderobie – cz. 2
Zbliża się wieczór. Pewien elegancki mężczyzna dostrzega w oddali pewną elegancką kobietę. Kobieta siedzi za kierownicą auta. Nagle samochód zatrzymuje się. Elegancko wyglądająca kobieta otwiera drzwi i wysiada. Wysiada a określenie „elegancka” przestaje do niej coraz mniej pasować….
Zgodnie z savoir-vivre kobieta wsiadająca do samochodu i z niego wysiadająca winna pamiętać o stosownym zachowaniu, które obejmuje dbałość o noszony ubiór. Naturalnie, gdy towarzyszy jej mężczyzna, powinien otworzyć przed nią drzwi i wesprzeć ją podczas wsiadania, natomiast jeśli sama jest kierowcą na taką pomoc nie powinna liczyć. To, co jest jednakże najistotniejsze, to sposób wsiadania i wysiadania. Krótko mówiąc – elegancki i pełen gracji. A dokładnie – drogie Panie – pamiętajmy, iż wsiadając do samochodu w pierwszej kolejności umieszczamy na siedzeniu auta nasze pośladki, a następnie nogi, które powinny być złączone (szczególnie w kolanach) i razem „przeniesione” do środka. Przy wysiadaniu postępujemy odwrotnie – najpierw złączone nogi, potem pośladki. Natomiast, gdy przydarzy się nam zapomnieć, iż jesteśmy kobietami i postąpimy jak typowy mężczyzna – wchodząc do auta w rozkroku najpierw jedną nogą, następnie drugą – raczej nie zostaniemy uznane za kobiety „z klasą”, szczególnie, gdy akurat będziemy nosić spódnicę. Pozorny drobiazg, nieznaczący niuans, a może „obnażyć” nas jako Panie. Dlatego, bądźmy rozważne i eleganckie.
W ten sposób dochodzimy do sedna, gdyż dzisiejszy artykuł poświęcony będzie spódnicy. Będzie to również kontynuacja rozprawy na temat elegancji w kobiecym wydaniu, którą jakiś czas temu rozpoczęłam (ROZPRAWA O DAMSKIEJ GARDEROBIE – CZ. 1).
Na początek co nieco historii, gdyż w przypadku tej części garderoby jest dosyć interesująca. Otóż, pierwowzorem spódnicy była tzw. zapaska, czyli rodzaj płóciennego fartucha. Właściwie aż do XIX wieku przypominała raczej dzisiejszą halkę niż typową spódnicę, natomiast z czasem zaczęła zyskiwać na znaczeniu. Być może większość z nas – kobiet noszących spódnice – nie zdaje sobie z tego sprawy, ale dopiero lata 50-te XX wieku przyniosły jej wielką popularność. Wówczas w efekcie poszukiwań wygody i większego komfortu noszenia ubrań spódnica rozpoczęła swoją ekspansję. Dziś w czasach „królujących” spodni może wydawać się to niebywałe, ale w poprzednim wieku to właśnie funkcjonalna wyższość spódnicy wygrała z sukienkami.
Ciekawe podejście do „dziejów” spódnicy prezentuje Jerzy Turbasa wiążąc je mocno z historią tańca: walc domagał się dekoltu i talii, kankan odkrył kobietom nogi, tango odsłoniło plecy. Przebój szalonych lat 20-tych – charleston – wymusił skrócenie spódnic i sukienek. Z kolei figury twista wymagały radykalnej mini.
Co jeszcze warto wiedzieć o spódnicy? Występuje ona w wielu odsłonach, choć naturalnie nie jest to spekatkularne odkrycie. Jedną z pierwszych najbardziej popularnych jej wersji była spódnica kloszowa – szyta z koła, mocno rozkloszowana – bardzo wygodna w czasach popularności jive’a (znowu taneczna analogia). Z kolei w latach 60-tych świetność przeżywała „mini”, którą ofiarowała kobietom angielska projektantka Mary Quant (ikona szalonego Londynu lat 60-tych, która była też fanką kolorowych skarpetek i rajstop). Warto zauważyć, iż pierwowzór mini sięgał nieco powyżej kolana (czyli prawie tak jak klasyczna elegancka spódnica +/- 5 cm ponad/poniżej kolana), a dopiero w końcówce lat 70-tych pojawiła się jej najkrótsza wersja. Co istotne, długo przeszkodą w skracaniu spódnicy były pończochy i podwiązki, które uniemożliwiały estetyczne połączenie z krótką spódniczką. Dopiero niezwykły wynalazek ubiegłego stulecia – rajstopy – pozwolił na rewolucję w tym zakresie (choć podobno nie wszystkim ten „skracający trend” odpowiadał – na Madagaskarze za noszenie minispódniczki można było trafić na 10 dni do aresztu).
Późniejsza ewolucja spódnicy wpisywała się w różnorodne trendy funkcjonujące w modzie i przyniosła jej niezwykłą różnorodność w kontekście długości, fasonów i materiałów. Były już nie tylko spódnice mini, ale także midi i maxi. Ważnymi projektami były chociażby: bombka Pierre’a Cardin, czy spódnica ze stretchu autorstwa Azzedina Alaja.
Nina Garcia (autorka książki „Klasyczna setka czyli co powinna mieć w szafie każda kobieta z klasą”) szczególna uwagę zwraca na spódnicę ołówkową. Według niej (a ja podpisuję się pod jej słowami) – jest wyrafinowana, ma w sobie specyficzną moc, swoistą przewrotną seksualność – udaje się jej pokazywać nogi, nie pokazując ich wcale. (…) Manifestuje kobiecość, ale także władze jaką ona daje. Ot, taki idealny klasyczny wynalazek (o ile spełnia warunek stosownej długości – wskazany powyżej).
Być może powinnam pokusić się o pewne wskazówki dotyczące fasonu spódnicy i różnych typów damskich sylwetek, ale nie w tym celu powstał goodmanners.pl. Ponadto czyż każda z nas nie ma takiej, w której wygląda i czuje się najbardziej komfortowo? Część z nas chętnie odsłania nogi (to wielka pokusa, szczególnie gdy są piękne i zgrabne), a część wybiera po prostu spodnie. Dzisiejszy dress code szczęśliwie nie nakazuje noszenia wyłącznie spódnicy, akceptuje również spodnie, także w sytuacjach oficjalnych i służbowych. Spódnica jednakże, w istotnym stopniu, pozostaje bardziej kobiecym elementem damskiej garderoby niż spodnie.
Na zakończenie zacytuję niezwykłą Mary Quant: modna kobieta nosi ubrania, a nie jest przez nie noszona. Dotyczy to także spódnicy drogie Panie…
PS. Nie zapominajmy, iż nieodłącznym uzupełnieniem spódnicy są rajstopy (noszone zawsze bez względu na porę roku, porę dnia, czy temperaturę).
Ostatnio dodane komentarze