POPRAWNOŚĆ POLITYCZNA
„Poprawność polityczna jest rodzajem maski, która, gdy się przyklei, to może być pożyteczna. Jeżeli, dajmy na to będę wypowiadał się z większym szacunkiem o innych, nawet tylko dlatego, że tak wypada, to może jak spotkam innego i przekonam się, że to taki sam człowiek jak ja, to mi ubędzie ksenofobii? Jeśli maska niesie dobro udawajmy”. (Prof. Bogdan de Barbaro, wywiad w „Wysokie Obcasy Extra”, 08.09.2020).
I kropka. Właściwie na tym można by według mnie zakończyć. Poprawność polityczna jest bowiem niezwykle istotna, stanowiąc swego rodzaju parasol ochronny, barierę zabezpieczającą przez tym co złe, niepoprawne, nieakceptowalne i nietolerancyjne. Zabrania ona w dyskursie publicznym używania języka, który mógłby naruszać kluczową zasadę dobrych manier, czyli szacunek względem drugiego człowieka, szczególnie reprezentującego mniejszości, czy grupy dyskryminowane. Poprawność polityczna jest gwarancją akceptacji różnic, przyznaniem prawa do inności, nawet jeśli takiej inności nie popieramy.
Niestety tak rozumiana poprawność wydaje się stawać „produktem” coraz mniej cenionym, a wręcz niechcianym, zbędnym. W obecnym dyskursie (o czym już pisałam „CO ETYKIETA MA DO JĘZYKA?”) coraz częściej mówi się po prostu wszystko, w dowolny sposób, bez względu na audytorium i potencjalne konsekwencje wypowiedzi. Poprawności politycznej, a także zwyczajnego wyczucia, zaczyna coraz bardziej brakować. A kiedyś było to nie do pomyślenia (albo bardzo wyjątkowo). Niedopuszczalne było komunikowanie się polegające na jawnym i celowym dyskryminowaniu pewnych osób, czy grup. Stąd „udawanie”, o którym mówi Prof. Bogdan de Barbaro, wydaje się dziś na wagę złota.
Naturalnie można by zastanawiać się, czy człowiek dobrze wychowany może tak „udawać”? Co do zasady przecież jakakolwiek nieszczerość w relacjach nie powinna mieć miejsca. Człowiek dbający o dobre maniery to człowiek szczery, autentyczny i prostolinijny. Natomiast skoro coś udajemy to, w dużym uproszczeniu, nie jesteśmy prawdziwi i niejako naruszamy klasyczne reguły savoir-vivre. Warto mieć jednakże na uwadze, że o ile człowiek dobrze wychowany winien być prawdomówny, to jednocześnie winien być również empatyczny. Innymi słowy równolegle do szczerości będzie brał pod uwagę możliwe odczucia drugiej osoby. Dlatego też zanim wypowie jakieś krytyczne lub potencjalnie obraźliwe słowa pod kątem drugiego człowieka, najpierw się nad nimi mocno zastanowi. Co więcej, zwłaszcza w sferze publicznej będzie baczył na swoje wypowiedzi i komentarze, biorąc odpowiedzialność za swoją osobę i funkcję, którą sprawuje. W efekcie może zdarzyć się, że wykorzysta „niewinne kłamstewko” i nie będzie stuprocentowo szczery, ale tym samy nikogo nie urazi. Szacunek będzie stał na pierwszym miejscu. Takie „udawanie”, będące sposobem na nieujawnianie takich przemyśleń lub przekonań, które mogłyby być krzywdzące dla innych osób, będzie miało uzasadnienie i głęboki sens.
Prof. Bogdan de Barbaro w cytowanym wywiadzie powiedział też: „Gdybyśmy zawsze byli prawdziwi, to byłaby niezła katastrofa. Bez kłamstwa nie dałoby się żyć”. Teraz to już naprawdę kropka.
Ostatnio dodane komentarze