Pan płaci, Pani płaci?
Taka sytuacja. Było zaproszenie. Jest obiad. Służbowy obiad. W restauracji. Pani i Pan. Jest miło, przyjemnie, dosyć elegancko, nienazbyt oficjalnie, zapowiada się smacznie. Najpierw aperitif, potem przystawka, następnie danie główne i w końcu deser. Rozmowa, ustalenia. Koniec końców przychodzi do płacenia rachunku….
I tutaj pojawia się problem, ponieważ tradycyjnie (i raczej stereotypowo) w naszych głowach pojawia się jeden scenariusz – to Pan płaci. Tak, to przecież mężczyzna, od dawien dawna ponosił koszty spotkań z płcią piękną, czy to w kawiarni, czy też w restauracji. Dawniej wręcz jako nietakt odbierane było pozwolenie ze strony mężczyzny na to, by to kobieta uiściła rachunek za siebie. Ale czy taka wersja zdarzeń aktualna jest współcześnie?
Co ciekawe, w trakcie poszukiwań odpowiedzi na powyższe pytanie natrafiłam na wyniki interesujących badań zrealizowanych na próbie 17 tys. osób w Stanach Zjednoczonych przez psychologa Davida Chapmana. Otóż, wg nich, 64% mężczyzn deklaruje, iż preferuje sytuacje, w których kobieta „dokłada się” do rachunku. Co więcej, Panowie uznali, iż po prostu wolą, gdy Panie uczestniczą w ponoszeniu kosztów spotkania w restauracji. Jednocześnie wiele współczesnych kobiet za naturalne uznaje współpłacenie i często takie rozwiązanie proponuje. Pojawia się jednakże paradoks, gdyż pomimo oczekiwań mężczyzn, niechętnie akceptują oni w praktyce taką „finansową ofertę” Pań, gdyż wg badań powoduje ona u nich wyrzuty sumienia. W konsekwencji sprawa się komplikuje.
Aby zatem podjąć próbę rozwiązania omawianego dylematu należałoby rozpocząć od tego, iż nie sposób traktować go w sposób uproszczony, 0-1. Liczy się tutaj kontekst i to podwójnie.
Po pierwsze, kwestia INICJATYWY ZAPRASZAJĄCEGO, a dokładniej to, kto zaprasza?
Po drugie, CHARAKTER SPOTKANIA: prywatny lub służbowy.
Dziś zaproszenie do restauracji może wypłynąć, zarówno ze strony mężczyzny, jak i kobiety. Dotyczy to, zarówno sytuacji towarzyskiej, jak i służbowej. Kiedyś to właściwie wyłącznie Panom przypisana była taka inicjatywa, m.in. dlatego, że kobiecie nie wypadało zwyczajnie wyjść do restauracji na własną rękę, bez towarzystwa. Właściwe zawsze wybierała się tam z mężczyzną i wówczas to mężczyzna płacił. Współcześnie zaś kobiety, pragnąc być niezależnymi, bardzo często wychodzą do restauracji same, albo inicjują spotkania z płcią przeciwną. W konsekwencji to one ponoszą ich koszty.
Wszystko zależy zatem od tego, kto zainicjował spotkanie i zaprosił drugą stronę. Co do zasady, to do niej/niego należy uiszczenie rachunku. Będzie to wyjątkowo ważne w trakcie spotkań służbowych, zupełnie pominięta natomiast zostanie wówczas kwestia płci. Jeżeli np. w celu uczczenia finału negocjacji biznesowych na kolacji spotka się dwóch prezesów firm: Prezes - mężczyzna i Prezes – kobieta istotne będzie wyłącznie zajmowane przez wskazane osoby stanowisko, płeć będzie zaś całkowicie bez znaczenia. W takiej sytuacji zupełnie naturalne może okazać się, iż zaproszenie wypłynęło ze strony Prezesa – kobiety i wówczas to Pani Prezes sfinansuje kolację z Panem Prezesem. Pan Prezes nie powinien czuć się z tego powodu niekomfortowo (polecam jako uzupełnienie artykuł: Nawet Microsoft Word nie zna słowa PRECEDENCJA!).
Podobnie, w sytuacji prywatnej, gdy kobieta i mężczyzna spotykają się towarzysko (a nie służbowo) to właśnie Pani może uiścić rachunek na koniec spotkania. Nie będzie w tym nic niewłaściwego, jeżeli to ona zainicjowała spotkanie. Osoba zapraszana winna mieć świadomość, iż po portfel nie powinna wówczas sięgać, nawet jeśli jest to mężczyzna będący gościem kobiety.
Można dopuścić jednakże scenariusz, w którym obydwie strony poniosą koszty rachunku, ponieważ takie były początkowe ustalenia. Pomocne będzie w takiej sytuacji poproszenie kelnera o osobne rachunki (zwłaszcza, gdy spotykamy się w większym gronie), które można uregulować indywidualnie. Ewentualnie jedna osoba może rozliczyć całość wspólnego rachunku, a pozostali zwrócą jej stosowne kwoty.
Generalnie współcześnie działa to zazwyczaj następująco - jeśli ja zapraszam (niezależnie od tego, czy jestem kobietą, czy mężczyzną), to ja płacę. Jeśli natomiast umawiamy się, że każdy płaci za siebie, takie rozwiązanie również będzie stało w zgodzie z istotą dobrych manier. Taka wersja zdarzeń może wynikać z różnorodnych przesłanek, od dumy, po potrzebę podkreślenia swojej niezależności, wreszcie nienarażanie zapraszającego na zbyt duże koszty. Warto mieć na uwadze, iż gdy jesteśmy czyimś gościem w restauracji nie wypada wybierać z menu pozycji ani zbyt drogich, ani zbyt tanich. Gdy mamy wątpliwości warto poradzić się gospodarza lub zwyczajnie „podpatrzeć”, co on zamawia, aby łatwiej było się nam „dopasować”.
Zdarzają się jednakże okoliczności, w których dżentelmen hołdujący tradycyjnym regułom, usłyszy z ust swojej towarzyszki stanowcze: Płacę za siebie! Wówczas pozostaje mu próba jej delikatnego i pełnego kurtuazji przekonania do tego, iż czuje się on odpowiedzialny finansowo za spotkanie, ale jeżeli nie zmieni ona zdania, winien to zaakceptować. Zanadto zdecydowane proponowanie uregulowania rachunku nie powinno mieć miejsca. Z drugiej strony, gdy mężczyzna oferuje uregulowanie opłat kobieta nie powinna zbyt uparcie obstawać przy tym, że chce płacić sama za siebie.
To, co jest jeszcze istotne, to fakt, iż zdecydowanie w złym tonie będzie unikanie płacenia rachunku. Szczególną gafą będzie okoliczność, w której zainicjowaliśmy spotkanie i zaprosiliśmy kogoś, a następnie zignorujemy dostarczony przez kelnera rachunek i niejako wymusimy na gościu konieczność poniesienia kosztów spotkania.
Najlepszym rozwiązaniem będzie zatem intuicja. Ot, co.
Miłych i smacznych spotkań…
PS. Z podziękowaniami za inspirację dla uczestniczek warsztatów „Mapa marzeń” zorganizowanych przez Fundację Szpilka.
Ostatnio dodane komentarze