Logo

Odkrycie Ameryki?

Odkrycie Ameryki?

Crama Girboiu Muscat Ottonel&Aligote, Corcova Jirov Chardonnay, Tuske Prince Cabernet Franc, Bolyki Egri Bikavér, Vinařství Židek Palava… Jeśli ktoś z Was zna którąkolwiek z wymienionych nazw jest w znacznie korzystniejszym położeniu ode mnie. Oznacza to, że zaznał, wcześniej niż ja, pewnej niezwykłej przyjemności…

O jaką przyjemność chodzi? O smakowanie, degustowanie, delektowanie się winem. Bo wino nie tylko się pija. Wino się wącha, obserwuje, podziwia, smakuje, sączy, delektuje i o winie się mówi [Król Edward VII]. Temat wina pojawia się nie bez powodu, albowiem chciałabym podzielić się z Wami moim niezwykłym „winnym” doświadczeniem.

 

Pomimo tego, że od lat fascynuje mnie temat etykiety nie wszystkie jej obszary miałam okazję zgłębiać i doświadczać z wymarzoną dokładnością. Chociażby z dosyć prostej przyczyny – savoir-vivre dotyka tak wielu (niemalże wszystkich) sfer naszego życia, że z „cudem” graniczy poznanie wszelkich istniejących reguł i wskazówek – choć naturalnie bardzo się staram. Zawsze ubolewałam z powodu mojej ograniczonej wiedzy na temat kultury spożywania wina, które nota bene jest moim ulubionym trunkiem. Jednakże dopiero kilka dni temu okazało się jak wiele straciłam nie studiując wystarczająco dogłębnie tego zagadnienia…

W ostatni weekend (świętując Dzień Kobiet i nie tylko) miałam okazję uczestniczyć w indywidualnych warsztatach prowadzonych przez sommeliera (sommelier to osoba zajmująca się w lokalu gastronomicznym zakupem, składowaniem i podawaniem wina gościom – źródło: http://bonkowski.wordpress.com), które sprawiły, że napiszę wprost - „odkryłam Amerykę”. Jak się okazało moja niewielka, a właściwie zupełnie znikoma, wiedza na temat wina – jego degustowania, pochodzenia poszczególnych (i jakże wielu) gatunków, sposobów wytwarzania – bardzo długo pozbawiała mnie prawdziwej przyjemności płynącej ze świadomego kosztowania tego trunku. Abstrahując od imponującej wiedzy sommeliera, której zapewne nigdy nie posiądę na porównywalnym poziomie (i nie jest to moim celem), zrozumiałam jak istotna jest dbałość o budowanie harmonijnej kompozycji potrawy i wina, a tym samym jak pozornie zwyczajny posiłek może stać się absolutnie niezapomniany i wyjątkowy.

Co istotne, najbardziej popularne „książkowe” zasady dotyczące serwowania określonych rodzajów wina do określonych rodzajów potraw nie są uniwersalne, gdyż „winny świat” się zmienia (chociażby modyfikacjom podlegają technologie jego produkcji). Co więcej, stosowanie jednakowych kieliszków do wina białego i czerwonego (klasycznie wino czerwone wymaga pękatego kielicha z dużą czaszą, a białe mniejszego i bardziej smukłego) nie jest już dziś faux pas. Niekiedy nawet znane  restauracje decydują się na wprowadzenie do użytku jednakowych kieliszków. Również powszechne przekonanie o walorach wina rosnących wraz z jego wiekiem coraz rzadziej będzie prawdziwe. Natomiast to, co pozostaje bezwzględne i niezmienne to sposób trzymania kielicha – za nóżkę (nigdy za czaszę!). Jak zatem widać wino skrywa wiele tajemnic…

Aby nie być gołosłowną w kwestii tworzenia kompozycji dania i wina pozwolę sobie na odwołanie do niecodziennego posiłku, który zakończył „winne” warsztaty, w których brałam udział. Była to uroczysta 6-daniowa kolacja z wyrafinowanym menu (dla zainteresowanych zamieściłam je w galerii poniżej) i wyśmienitym doborem win. Wspomniany diner otworzył aperitif – kruszon krzeszowski, czyli koktajl na bazie białego wina z dodatkiem suszonych owoców: jabłek, gruszek i śliwek (naprawdę znakomity). Następnie do zimnej przystawki – carpaccio z łososia i sandacza – podano Crama Girboiu Muscat Ottonel&Aligote, a do ciepłej przystawki – przepiórki z puree pietruszkowym – Corcova Jirov Chardonnay. Co ważne, kolejnemu daniu – zupie rakowej – nie towarzyszył żaden trunek, gdyż dobór wina do zupy jest dużym wyzwaniem. Daniu głównemu – medalionom z polędwicy wołowej w sosie winnym – towarzyszyło Tuske Prince Cabernet Franc, a polskim serom zagrodowym Bolyki Egri Bikavér (wino węgierskie wygrywające liczne konkursy, podawane także w londyńskich restauracjach). Na zakończenie, do deseru, zaserwowano Vinařství Židek Palava. Wszystkie powyższe wina były absolutnie niezwykłe a pochodziły z rejonu Karpat. Ot, takie wysublimowane zestawienie.

Ciekawym dopełnieniem kolacji był tzw. amuse-bouche, z którym do tej pory spotkałam się raz czy dwa (na mojej kolacji podany przed carpaccio z łososia). To bardzo drobna przystawka na jeden kęs (np. podana na łyżeczce), którą od tradycyjnej odróżnia fakt, iż jest serwowana w najznakomitszych restauracjach a klient nie decyduje o jej wyborze. To wybór szefa kuchni będący potwierdzeniem jego kreatywności oraz umiejętności. W trakcie kolacji połączonej z degustacją wina odgrywa szczególną rolę, gdyż pobudza kubki smakowe i przygotowuje gościa do smakowania kolejnych potraw.

Muszę przyznać, iż do momentu warsztatów byłam przekonana, iż preferuję wyłącznie wina półsłodkie, co najwyżej półwytrawne. Jak się okazało myliłam się. Wina wytrawne, określane często jako „męskie”, są bowiem równie znakomite, szczególnie gdy towarzyszą harmonizującym z nimi daniom. Prawdą jest również to, iż możemy napotkać wina, którymi delektować będziemy się wyłącznie w zestawieniu z potrawami, gdyż samodzielnie ich  smak będzie nazbyt intensywny i zbudowany.

Zatem miejmy na uwadze znakomitą sentencję Plutarcha – wino jest najpotężniejsze spośród napojów, najsmaczniejsze spośród lekarstw i najprzyjemniejsze spośród potraw.

 

PS. W podziękowaniu dla cudownego, dzielącego moje pasje, mężczyzny za jego niezwykłą niespodziankę.

Podobne wpisy

KIEDYŚ TO BALOWANO…

KIEDYŚ TO BALOWANO…

Ostatnio w moje ręce wpadła książki „Bale i Bankiety Drugiej Rzeczpospolitej” (M. Łozińska, J. Łoziński) – opowieść o przyjęciach i balach elit towarzyskich, artystycznych biesiadach, myśliwskich ucztach w arystokratycznych domach. Naturalnie niezwykłych i eleganckich. I dość szybko na myśl przyszedł mi także „Król” Szczepana Twardocha….
Więcej...

Ostatnio dodane komentarze