Wszystko płynie…
Podstawą mądrości życiowej jest uświadamianie sobie, że nic w życiu nie jest nam dane/zadane raz na zawsze, o miłość w rodzinie, lojalność klienta, swoją własną formę psychofizyczną musimy dbać każdego dnia jak ogrodnik o własny, czy powierzony mu ogród. Proces życia przynosi nieoczekiwane ciosy, straty, katastrofy, jak i cudowne zdarzenia i nowe możliwości….
To słowa Jacka Santorskiego pochodzące z książki „Dobre życie – the best of Jacek Santorski” (2010), do których dodałabym mały (a może jednak wielki) drobiazg – dobre maniery, o które również należy dbać… Myślę, że nie miałby nic przeciwko, biorąc pod uwagę mądrość i wizje, które prezentuje.
Inspiracją do dzisiejszego artykułu były dla mnie powyższe słowa, ale jednocześnie coś jeszcze. Mianowicie kilka dni temu miałam przyjemność spotkać się z 2 grupami dzieci i młodzieży po to, by rozmawiać o dobrych manierach w życiu młodego człowieka. Naturalnie na warsztaty zostałam zaproszona nie bezpośrednio przez dzieci, a jedną z ich nauczycielek, ale zajęcia bynajmniej nie okazały się dla nich przymusem. Wprost przeciwnie – w moim odczuciu – trafiłam nie tylko na zainteresowanie, ale wręcz duży entuzjazm. Co więcej, moi odbiorcy okazali się nie tyko dobrze wychowani, ale również chętni do dyskusji i wymiany zdań, wreszcie potwierdzili, że posiadają sporą wiedzę na temat savoir-vivre.
Dlaczego o tym piszę? Otóż – dlatego, że współcześnie mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Z jednej strony w naturalny sposób w okresie dzieciństwa przyswajamy podstawy dobrych manier, głównie dzięki rodzicom, dziadkom, najbliższemu otoczeniu (szerzej: „MAŁA GENTLEWOMAN I MAŁY GENTLEMAN”). Zyskujemy tym samym całkiem niezłe podstawy, które winny stanowić znakomitą bazę dalszego rozwoju w dorosłym życiu. Z drugiej strony jako dorośli dostrzegamy, że z dobrymi manierami jest nie najlepiej, tzn. często je sobie „odpuszczamy” lub innymi słowy ignorujemy klasyczne reguły kulturalnego obcowania wśród ludzi. Niekiedy zdarza się też, że jesteśmy zupełnie nieświadomi, a co gorsza nie chcemy wiedzieć, co oznacza współczesny savoir-vivre i zupełnie lekceważymy wszelkie jego wskazówki i reguły.
Potwierdzeniem powyższej tezy jest nie tylko opisane spotkanie z dziećmi wykazującymi dużą chęć zgłębiania tajników etykiety, ale również dwie inne sytuacje, których byłam ostatnio świadkiem. Mianowice…
Po pierwsze, miałam okazję uczestniczyć w bardzo intersującym szkoleniu, na które – nota bene – musiałam zapisać się z dużym wyprzedzeniem oraz udać się na nie do Warszawy. Tematyka była unikatowa, a dodatkowo szkolenie miało charakter bezpłatny – prawdziwy rarytas. Jak to zwykle bywa w sytuacjach szkoleniowych liczba miejsc była ograniczona, a chętnych znacznie więcej niż dopuszczalny limit miejsc. W konsekwencji sporo zainteresowanych musiało pogodzić się niemożnością uczestnictwa. Pragnę jednocześnie zaznaczyć, iż Organizator dopełnił wszelkich starań, aby mieć pewność, że Ci, którzy się zadeklarowali wezmą udział w szkoleniu, prosząc o potwierdzenia. W dniu szkolenia okazało się jednakże, że 10 osób! zwyczajnie nie pojawiło się na zajęciach, z czego 8 bez żadnego wyjaśnienia i uzasadnienia. Podkreślam - lista rezerwowa była długa.
Wniosek, który mi się automatycznie nasuwa nie jest niestety krzepiący. Zaistniała sytuacja wydaje się być wyrazem braku szacunku do innych ludzi, zarówno organizatora szkolenia, jak i pozostałych uczestników, w tym tych niedoszłych. Prawdopodobnie osoby, które nie przybyły na szkolenie po prostu o nim zapomniały, albo stwierdziły, że już nie mają na to ochoty. Być może jakaś część rzeczywiście, w wyniku sytuacji losowych, nie mogła skorzystać z zajęć – dlaczego jednakże nikt nie zastosował się do prostej reguły wzajemności w zakresie informacji i „zapomniał” o prostym szacunku w stosunku do drugiego człowieka.
Po drugie, chciałabym nawiązać do innego niezwykłego wydarzenia, na które zostałam zaproszona. Był to wyjątkowy event zorganizowany z dużym rozmachem, z bardzo interesująca tematyką i oryginalnymi działaniami uzupełniającymi. W związku z tym, iż jego przygotowanie wymagało bardzo dużo czasu Organizatorzy odpowiednio wcześnie podjęli działania informacyjne i kierowali zaproszenia do potencjalnych uczestników (naturalnie z prośbą o potwierdzenie udziału). Owszem, potwierdzenia nadchodziły, znaczna część w wyznaczonym terminie, jednakże na kilka dni przed właściwym wydarzeniem okazywało się, że wcześniejsze potwierdzenie niewiele znaczyło (Organizator profilaktycznie zwracał się telefonicznie z przypomnieniem i dodatkową prośbą o potwierdzenie uczestnictwa). Niestety była też pewna grupa osób, która w ogóle zrezygnowała z udziału, nie informując Organizatorów. Wnioski jak wyżej.
Zastanawia mnie zatem jak to jest, że małe dziecko zazwyczaj chłonie, wykazuje duże zaangażowane i zainteresowane zgłębianiem dobrych manier. Jest uczone, pouczane, a czasem nawet strofowane, gdy o nich zapomina – wiadomo przez kogo. Dorosły natomiast zaciera je w swojej pamięci, albo widzi w nich przeszkody, odnajdując rozliczne wytłumaczenia uzasadniające (w jego mniemaniu) postępowanie pozbawione manier. Zwykle myśli: przecież nie miałem czasu, nic takiego się nie stanie, inni pewnie też tak by postąpili. Moi Drodzy nie tędy droga – baczmy na innych i zastanówmy się, czy sami kiedyś nie będziemy rozczarowani jeśli zabraknie dla nas miejsc na jakimś ciekawym wydarzeniu. Wspomnianym dzieciom zwracałam uwagę na prostą i uniwersalną zasadę relacji międzyludzkich: Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe. Być może dorośli również winni sięgnąć do korzeni…
Podsumowując, skoro wszystko płynie (a wiemy to od czasów starożytnych), nasze dobre maniery również mogą „odpłynąć” – pielęgnujmy je zatem. Dla dobra swojego i innych. Gdyby każdy z nas zdobył się czasem na odrobinę refleksji nasze międzyludzkie relacje byłyby zdecydowanie prostsze i o wiele piękniejsze. To taki mój osobisty postulat. Zachęcam do „podpisania się” pod nim…
Ostatnio dodane komentarze