Elementarne jak Elementarz
Tata z dzieckiem czytający książkę, dziadek podlewający kwiatki, zwierzęta przy stole, Bożonarodzeniowa choinka i zakupy oraz smoki z czarownicą…. nieco zadziwiający wstęp jak na bloga poświęconego tematyce dobrych manier… A może to wcale nic dziwnego?
Dla tych, którzy śledzą serwisy informacyjne powyższe sformułowania raczej nie będą obce. Nie powinny być także obce tym, którzy posiadają dzieci, szczególnie będące na etapie wczesnej szkoły podstawowej. Dlaczego…, ponieważ powyższe sformułowania pojawiły się w związku z bezpłatną publikacją Ministerstwa Edukacji Narodowej „Nasz Elementarz” i jej ostrą krytyką ze strony Episkopatu Polski. Co istotne, spór o elementarz opiera się nie tylko na jego treściach, ale również części wizualnej m.in. w odniesieniu do tego, co wskazałam we wstępie dzisiejszego artykułu. Generalnie zagrzmiało i zrobiło się dosyć poważnie, a Minister Edukacji Narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska odpowiadając na zarzuty Episkopatu pytała m.in. czy prezentowanie ojca, który pomaga dziecku w odrabianiu lekcji oznacza deprecjonowanie jego roli?
Naturalnie moim zadaniem nie jest definiowanie racji którejkolwiek ze stron opisywanego sporu. Zwyczajnie nie wyobrażałam sobie, że mogę pozostać wobec niego zupełnie milcząca. Doszłam też do wniosku, że jest to znakomita okazja, by zwrócić uwagę na pewną znacznie istotniejszą kwestię – niezależną od gender (ten temat już kiedyś poruszyłam na blogu: CZY GENDER I ETYKIETA MAJĄ COŚ WSPÓLNEGO?), stereotypów, czy ról męskich i kobiecych. Mianowicie proces wychowywania dzieci…
Myślę, że zdecydowana większość rodziców chciałaby mieć dzieci „dobrze wychowane”. Ale cóż to właściwie współcześnie oznacza? Ważne to, czy nieważne? Warto się starać, czy w dzisiejszych czasach już nie warto? Czy jest to w ogóle możliwe, skoro jako dorośli coraz częściej narzekamy na niski poziom kultury osobistej kolegów, koleżanek, współpracowników?
Pozornie mogłoby wydawać się, iż tak jak zmienia się świat, tak modyfikacjom ulegają zasady wychowania dzieci. W pewnym stopniu trudno powiedzieć, że nie, aczkolwiek istnieje pewne grupa absolutnie nieśmiertelnych reguł wpajanych od lat (setek lat) ludziom we wczesnym okresie ich rozwoju, która trzyma się całkiem nieźle (i nie odchodzi do lamusa). Gdy sięgniecie pamięcią do dziecięcych lat, a ponadto spojrzycie na siebie w roli rodziców (o ile to możliwe) być może dojdziecie do podobnych wniosków…
Oto zatem kilka ponadczasowych niezwykle ważnych (i jakże oczywistych) zasad:
Po pierwsze, od dawien dawna już w świecie maluchów jako wzorcowe wymieniane są tzw. 3 magiczne słowa: proszę, dziękuję, przepraszam. Dzieci uczone są tych zwrotów konsekwentnie, a ich używanie jest swego rodzaju papierkiem lakmusowym w świecie dziecięcych manier. Naturalnie w dorosłym życiu często o nich zapominamy, albo wręcz nie chcą przejść nam przez gardło (a to błąd!), ale pozostają niezmiennie aktualne i wartościowe.
Po drugie, dzieci uczone są szacunku. Szacunku do: rodziców, dziadków, rodzeństwa, koleżanek, kolegów, po prostu innych ludzi. A szacunek to nic innego jak wzgląd na innych, troska od drugiego człowieka bez względu na jego kulturę, zwyczaje, przekonania. Termin tak bliski tolerancji. Co więcej warto mieć na uwadze, że etykieta niekiedy mylona z etyką (sic!) ma z nią sporo wspólnego, albowiem człowiek dobrze wychowany to człowiek przestrzegający zasad etycznych.
Po trzecie, dzieci winny uczyć się rozwagi, tak aby w swoich działaniach potrafiły brać pod uwagę innych ludzi, a także mieć świadomość, iż ich zachowania wpływają na otoczenie i zwyczajnie nie są „zawieszone w próżni”.
Po czwarte, dobre wychowanie oznacza poszanowanie prawa do prywatności i przestrzeni osobistej, co na początku odnosi się głównie do relacji dziecko-rodzic, ale w dorosłym życiu zdecydowanie owocuje.
Po piąte… nie, już wystarczy. To koniec absolutnych podstaw. Dobre maniery to przecież dosyć często takie „oczywiste oczywistości”, elementarne jak elementarz, choć niezwykle istotne.
Czy w związku z powyższym „genderowe” spory pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami tej koncepcji mają aż tak duże znaczenie w kontekście wychowania kulturalnych młodych ludzi? Jeśli za punkt wyjścia przyjmiemy wartości takie jak szacunek i tolerancja, niezależne od przekonań, płci, wyznania, wieku czy szerokości geograficznej, to czy sensowne jest doszukiwanie się niestosowności zachowania u taty, który akurat sprząta lub mamy, która właśnie zmienia koło w samochodzie?
Zachęcam do własnych refleksji...
PS. Dla tych, którym temat umknął w gąszczu informacji załączam link do materiału w jednym z serwisów informacyjnych: http://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/spor-episkopatu-z-ministerstwem-edukacji-o-darmowy-podrecznik,476276.html
Ostatnio dodane komentarze