Logo

Blaski i cienie życia z… sąsiadami

Blaski i cienie życia z… sąsiadami

Dane Eurostat* wskazują, że w Unii Europejskiej średnio 17% obywateli mieszka w tzw. przeludnionych mieszkaniach. W Polsce jest niestety znacznie gorzej, gdyż sytuacja dotyczy 46,3% mieszkańców, a abyśmy mogli „dogonić” średnią UE należałoby wybudować prawie 8,3 mln nowych mieszkań. To problem, ale nie jedyny. Bo poza tym jak żyjemy w swoich „czterech ścianach” winno interesować nas ich otoczenie…

 

 

 

I właśnie o tym „otoczeniu” będzie dziś mowa. Ponownie moje osobiste doświadczenia skłoniły mnie do pewnych refleksji i tym razem rozważenia dylematu – dobre maniery a „sprawa sąsiedzka”. Moje szczególne zainteresowanie wzbudziło funkcjonowanie w mieszkaniach będących częścią popularnych dziś wspólnot i kształtujące się tam relacje sąsiedzkie (być może mieszkańcy własnych domów będą mieli inne odczucia).

 

 

Przede wszystkim chciałabym wyjść od kluczowej kwestii, a mianowicie faktu, iż gdy mieszkamy w bloku w naturalny sposób nie jesteśmy jedynymi jego mieszkańcami. W konsekwencji w naszym otoczeniu znajdują się inni ludzie, którzy – co jest wysoce prawdopodobne – podobnie jak my liczą na to, że własne „M” zagwarantuje im "święty spokój". Winniśmy zatem mieć na uwadze priorytet dobrze wychowanego człowieka, czyli szacunek względem drugiego człowieka. O, tak – szanujmy sąsiadów, a wówczas dzięki regule wzajemności – możemy oczekiwać respektu z ich strony. A o co dokładnie chodzi? Rozpocznę optymistycznie i w związku z tym przytoczę pewną krótką historię z mojego „podwórka”, która potwierdziła moim zdaniem, że powyższe jest możliwe i działa, do tego jakże sprawnie.

 

Otóż, dosyć niedawno okazało się, że mieszkanie znajdujące się piętro niżej, dokładnie pod moim „M”, zostało sprzedane, a nowy lokator zdecydował się na kapitalny i niestety „głośny” remont. Dosyć wyjątkowe w opisywanej sytuacji jest, to iż nie dowiedzieliśmy się o tym fakcie przez przypadek, albo słysząc walące się już ściany, ale bezpośrednio od nowego sąsiada. Zachował się on bowiem nienagannie, gdyż nie tylko odwiedził wszystkich „starych” mieszkańców przedstawiając się i informując o planowanym remoncie, ale także zamieścił stosowną informację, z wyrazami ubolewania i przeprosinami za niedogodności, na tablicy ogłoszeniowej. Co więcej, także ekipa remontowa uprzedzała przez pierwsze dni napotkanych mieszkańców o tym co się będzie działo. Szczytem mojego zaskoczenia była sytuacja, gdy ze względu na chorobę naszego dziecka zapytaliśmy ekipę remontową jak długo jeszcze będą trwały „najgłośniejsze prace”, a Panowie zaproponowali, że mogą zrobić w ciągu dnia przerwę, aby tak bardzo nam nie przeszkadzać. Przyznam, że było to bardzo miłe, gdyż pomimo zaistniałych niedogodności, nowy sąsiad postarał się je możliwie zminimalizować.

 

Z drugiej strony wydaje mi się, że powyższy przykład trudno zaliczyć do standardowego sąsiedzkiego zachowania – a szkoda. Niestety częściej doświadczałam bowiem sytuacji, w których nagle, bez żadnego uprzedzenia, słyszałam np. wiercenie w ścianie i w dodatku o dosyć nieodpowiedniej porze (choćby o 21.00), albo huk muzyki (np. o 1.00 w nocy). Jest to tym bardziej zastanawiające, że zazwyczaj we wspólnotach mieszkaniowych same wspólnoty ustalają i przyjmują regulaminy określające zasady obowiązujące mieszkańców, chociażby w zakresie ciszy nocnej i możliwości prowadzenia prac remontowych. Prawdopodobnie takie zachowania należałoby wiązać z faktem, iż po prostu nie należymy do narodów, które mają w naturze respektowanie ogólnie przyjętych zasad, a indywidualizm i egocentryzm niekiedy przysłaniają nam potrzebę myślenia o wspomnianym „otoczeniu”. Tak czy owak, w sytuacji, gdy zechcemy rozpocząć remont lub zrobić nocną imprezę proponowałabym ustawić się w perspektywie sąsiada i zastanowić, czy sami chcielibyśmy mieć zakłócony „święty spokój” bez żadnego uprzedzenia. Rozważmy po prostu, czego sami oczekiwalibyśmy od innych.

 

 

A gdy myślę o wspólnotach przychodzi mi na myśl jeszcze jedna kwestia. Sama nie jestem właścicielką żadnego „czworonoga” i być może nie do końca potrafię się wczuć w rolę posiadacza najlepszego przyjaciela człowieka, ale dostrzegam w związku z tym pewien problem. Mianowicie – problem czystości. Wprawdzie nie istnieją ogólnopolskie przepisy regulujące kwestię sprzątania psich nieczystości, ale ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach nakłada na jednostki samorządu terytorialnego obowiązek ustalenia indywidualnych zasad w tym zakresie. Najczęściej pojawia się w nich nakaz usuwania psich „pozostałości”, ale niestety nie do końca działa on w praktyce. A w moim odczuciu powinien być to nie tylko prawny obowiązek (za nieprzestrzeganie, którego grozi mandat), ale przede wszystkim wyraz dobrej woli i dobrych manier właścicieli piesków. A jeszcze dokładniej wyraz szacunku do innych mieszkańców, w tym także tych, którzy czworonogów nie posiadają. Dosyć nieestetyczny, a nawet przykry”, jest bowiem późniejszy widok „wspólnotowych” trawników, a przy tym bardzo rzadki obrazek właścicieli czworonogów podążających na spacery ze specjalnymi woreczkami na nieczystości. Zatem – Drodzy Właściciele Piesków – do dzieła!

 

 

 

Do dzieła sąsiedzi generalnie! Dbajmy o nasze dobre relacje – w końcu żyjemy we wspólnocie (nie tylko formalnie).

 

 

 

 

 

*Dane Eurostat ze wstępu pochodzą z 2012 r.

Podobne wpisy

Czy współcześni mężczyźni są szarmanccy?

Czy współcześni mężczyźni są szarmanccy?

Kiedyś, dawno temu, kobieta znajdowała się wyraźnie na drugim planie. Nic też dziwnego, że małżonkowie zwracali się do Boga z prośbą o synów. Żona musiała być posłuszna mężowi i wykazywać się umiejętnością prowadzenia gospodarstwa domowego. Jej obowiązkiem było również przygotowanie córek do przyszłej roli żony. Uczyła więc swoje pociechy jak być dobrą gospodynią…
Więcej...

Ostatnio dodane komentarze